Śmietnisko Koziorożca

Nieubłaganie nastał sezon letni, a wraz z nim pojawiło się pewne bardzo ważne pytanie – czy to wciąż staw, czy już śmietnisko?

Spójrzmy prawdzie w oczy – w tygodniu jeszcze da się żyć. Wszyscy już przywykliśmy do zgniłego chleba, którego dobry Polak nie może wyrzucić do kosza, gdy go nie zje, więc znosi całe siatki nad staw, bo a nuż kaczkom zasmakuje. Przywykliśmy też do odoru moczu i psich załatwionych, lecz nieposprzątanych spraw. Trudno jednak udawać, że nic się nie dzieje, gdy w poniedziałkowy poranek (a ostatnio już w sobotni wieczór) nie można przejść, nie odkopując nogą sterty śmieci.

Pan grilluje, pan posprząta

Grill jako sport narodowy może nie jest szczytem marzeń, lecz nie ma co udawać – wszyscy lubimy zjeść dobrze wypieczone kiełbaski. Dobrze też, jeśli zjemy je do końca (nie, pies po nas nie posprząta), a talerzyki wyrzucimy do kosza, a nie zostawimy na środku trawnika. Uczyliśmy się tego już w przedszkolu, ale może niezbyt wyraźnie zostało to w pamięci.

Poniedziałki nad stawem

W poniedziałki do południa nie można wejść nad staw, bo trudno dostrzec taflę wody znad sterty śmieci. Aż trudno uwierzyć, że w społeczeństwie, które ma odpowiedź na każdą bolączkę, nie ma potrzeby dbania o własne podwórko. Porządek sam się nie robi, ktoś będzie musiał to posprzątać, a poranne spacery z dzieckiem nie należą do najprostszych, gdy trzeba uważać, by nie wdepnąć w ser pleśniowy zakrapiany żurawiną.

Pole do popisu dla władz dzielnicy

Mieszkańcy mieszkańcami, a służby służbami. Może warto przemyśleć, by służby oczyszczania miasta zaczynały pracę zanim wszystkie dzieci dotrą już do szkół i przedszkoli i zanim wszystkie psy zdążą już skonsumować suchą krakowską. Warto również przemyśleć sprzątanie w sobotni wieczór, by w poniedziałek rano zostały do posprzątanie wyłącznie resztki po niedzielnych imprezach.

M.M.