Lodowisko – rozmyta nadzieja
Lodowisko – rozmyta nadzieja
Jako dziecko uczyłem się pierwszych kroków na łyżwach na terenach Klubu Sportowego Przyszłość, gdzie ówczesny zarząd klubu, własnym sumptem, co sezon przygotowywał ślizgawkę. Pamiętam, że łyżwy miałem takie przykręcane do butów, a lodowisko działało tylko wtedy, gdy pogoda na to pozwoliła, chociaż trzeba przyznać, że zimy były wtedy bardziej srogie. Kolejne ślizgi trenować mogłem już na boiskach Szkoły Podstawowej przy Przepiórkach, gdzie nauczyciele WF-u usypywali bandy ze śniegu, a tak powstały plac zalewali wodą z tzw. węża i w ten sposób dziatwa mogła korzystać z uroków mroźnej aury na świeżym powietrzu. Uczęszczając już do technikum na Kasprzaka, grywałem w hokeja przy 30 stopniowym mrozie na lodowiskach przy Wola Parku i w Ursusie. Praktycznie co drugi dzień spotykaliśmy się, aby w ten aktywny sposób spędzać wolny czas. Wtedy właśnie zaczął mi doskwierać brak ślizgawki w bliskiej okolicy, bo do dyspozycji przy odpowiedniej temperaturze była tylko glinianka przy Koziorożca.
W tym momencie miałem pierwszy kontakt z władzą samorządową. Jako młody chłopak wyszukałem termin spotkania z radnym Januszem Wojdalskim, którego kojarzyłem ze szkoły i kościoła. Pełen nadziei udałem się na spotkanie do OPS-u, na ul. Czereśniową. To musiał być rok 2006 lub 2007, bo podczas rozmowy ówczesny radny wyjął telefon i wykręcił numer do świeżo upieczonego burmistrza Michała Wąsowicza. Po krótkiej rozmowie (czy się faktycznie odbyła tego nie wiem) radny stwierdził, że burmistrzowi pomysł bardzo się podoba i z pewnością w najbliższym czasie zostanie zrealizowany. Faktycznie po kilku latach, pojawiły się lodowiska na Malowniczej i w Parku Marka Kotańskiego, ale dla mnie, jako chłopaka z Włoch zawsze bliżej było do Ursusa niż na Okęcie. Dlatego zawiedziony nadal podejmowałem starania, żeby lodowisko pojawiło się we Włochach.
Wiele lat słyszałem, że nie ma pieniędzy na tak drogą inwestycję, że to dużo problemów i ogólnie „nie da się”. Wtedy pojawiła się okazja w postaci Budżetu Partycypacyjnego i koleżanka zgłosiła projekt lodowiska na placu Wolności przy ulicy Dymnej. Będąc w komisji ds. BP bardzo spodobał mi się pomysł, ale był jeden szkopuł. Lodowisko miało być zrealizowane w postaci plastykowej tafli i działać przez cały rok. Jako zagorzały fan łyżwiarstwa, znałem już to rozwiązanie z centrum handlowego na Grochowie i wiedziałem, że nie ma na nim możliwości prawdziwej jazdy na łyżwach. To rozwiązanie jest dobre, żeby przyzwyczaić małe dzieci do łyżew, doskonale sprawdza się też do jazdy na rolkach, ale nie do jazdy na łyżwach jaką wszyscy znamy. Z opisu projektu zniknął zapis o całoroczności i wskazywał na organizację ślizgawki w sezonie zimowym. W tym czasie spotkałem się z kolejnym zawodem, ponieważ projekt, na który zagłosowałem, został zrealizowany przez władze dzielnicy w pierwotnie zakładanym kształcie, czyli jako, jak to nazywam „artystyczna imitacja lodowiska za 250 000 zł”. Więcej pisałem o tym w Gazecie Włochowskiej, w numerze z września 2018 roku.
Wtedy postanowiłem, że sam zgłoszę do Budżetu Obywatelskiego projekt lodowiska. Do 2018 roku projekt był odrzucany ze standardowym argumentem, że „się nie da”. Po zmianie ekipy rządzącej we Włochach pomysł na utworzenie lodowiska nadal nie uzyskał akceptacji władz urzędu. Dopiero w 2020 roku został, ku mojemu zdziwieniu, przyjęty do głosowania, a następnie wybrany do realizacji 1083 głosami, co dało pierwszy wynik wśród projektów nie zgłoszonych przez radnych. W tej samej edycji, z tożsamymi założeniami, wygrały również lodowiska na Targówku i w Ursusie. Po ogłoszeniu wyników, byłem szczęśliwy, że wreszcie dopiąłem swego i we Włochach będzie lodowisko. Nic bardziej mylnego, wtedy dopiero zaczęły się schody przy planowaniu realizacji i chodzenie za tematem.
Początkowym problemem było wytłumaczenie urzędnikom, jaka jest różnica pomiędzy lodowiskiem sztucznym, naturalnym i syntetycznym, ponieważ pierwszy pomysł był taki, żeby powtórzyć realizację z placu Wolności, na co kategorycznie się nie zgodziłem. Następnie było gorączkowe poszukiwanie źródła prądu do podłączenia agregatu chłodzącego, mimo że stacja transformatorowa oddalona jest o niecałe 100 m od boisk SP94. Taki był też mój pierwotny zamysł, aby dodatkowo w ramach przygotowań do lodowiska, wyremontować przyłącze energetyczne i podnieść jego przepustowość, aby w przyszłości można było zamontować klimatyzację w szkole. Naprawiłoby to pewne błędy powstałe przy rozbudowie. To jednak temat na inną historię. Następną przeszkodą w tamtym czasie okazał się „straszny wirus”, który grasował głównie w lasach i na lodowiskach, dlatego trzeba było je zamknąć.
Gdy te wszystkie problemy minęły i zdawać by się mogło, po zapewnieniach wydziału inwestycji na jednej z komisji oświaty, że wszystko jest na dobrej drodze i przyłącze będzie wybudowane, przyszedł listopad 2021 roku, i został ogłoszony przetarg na realizację ślizgawki. Niestety, remont przyłącza do tego czasu nie został wykonany, a obowiązek budowy tymczasowego podłączenia do stacji transformatorowej został przerzucony na wykonawcę lodowiska. Do tak przygotowanego przetargu przystąpiła tylko jedna firma, przekraczając budżet przeznaczony na projekt, i realizacja została porzucona. Rozmawiając z jednym z potencjalnych wykonawców, dowiedziałem się, że nie byli zainteresowani, ponieważ nie zajmują się ciągnięciem kabli, tylko organizacją lodowiska, i z tego względu do przetargu nie przystąpili. W 2022 roku realizacja projektu nie została wpisana do budżetu dzielnicy przez skarbnika, i nawet nie ogłoszono przetargu.
Na jesieni 2023 roku, gdy już straciłem wiarę, że projekt lodowiska zostanie zrealizowany w obecnej kadencji samorządu, pojawiło się ogłoszenie o przetargu, do którego zgłosiło się tym razem dwóch wykonawców. Przeglądając zapisy proponowanej umowy doczytałem, że ślizgawka ma działać od 28 grudnia do końca stycznia, po czym do końca lutego ma zostać uprzątnięty teren. Z jednej strony ucieszyłem się, że wreszcie jest możliwość zakończenia sukcesem mojej wieloletniej batalii, z drugiej jednak strony czułem niedosyt, że nikt ze mną nie skonsultował skrócenia czasu działania ślizgawki. Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że przez te wszystkie lata słyszałem, że projekty z Budżetu Obywatelskiego nie mogą być realizowane na przełomie roku, i dlatego nie można rozpocząć realizacji w grudniu A tu nagle pojawiła się data tuż pod koniec przerwy świątecznej. Jak się później okazało, na nic się zdały moje prośby o wydłużenie czasu trwania tej atrakcji na Święta Bożego Narodzenia i przynajmniej do końca lutego, kiedy warunki pogodowe pozwalały na działanie lodowiska. Mimo, że pozostała kwota ponad 100 000 zł, wynikająca z różnicy pomiędzy budżetem przeznaczonym przez Urząd Dzielnicy na realizację, a tej zaproponowanej przez wykonawcę.
W grudniu okazało się, że wykonawca, który zgodnie z warunkami przetargu zaproponował korzystniejszą ofertę, wycofał się z realizacji. Wydział inwestycji podjął rozmowy z drugim oferentem, i ten przed świętami przystąpił do instalacji systemów chłodzenia i infrastruktury koniecznej do funkcjonowania ślizgawki. Ze względu na późne rozpoczęcie prac i przerwę świąteczną, nie zdążył jednak w pierwotnie zakładanym terminie, i finalnie cała zabawa zaczęła się dopiero 6 stycznia. Obserwując proces uruchomienia, widać było duże niedociągnięcia w realizacji. Brakowało wody do wylania płyty, przez co pracownicy usługodawcy musieli wylewać wodę dzień i noc. Bandy ustawiono tak, że powierzchnia płyty była prawie dwukrotnie mniejsza niż zakładana. Zabrakło również rolby, czyli maszyny wyrównującej lód, która w mojej propozycji była uwzględniona.
Otwarcie jednak przyciągnęło tłumy. Mieszkańcy w każdym wieku przybywali, aby skorzystać z tej wyczekiwanej latami rozrywki. W szatni drzwi się nie zamykały i na całym boisku Szkoły Podstawowej przy Cietrzewia panował gwar i radość. Nawet deszczowa aura nie odstraszała amatorów jazdy na łyżwach. Całe szczęście nie zabrakło tzw. chodzików w kształcie pingwinów dla najmłodszych adeptów zimowego szaleństwa. Radość jednak nie trwała długo. Styczeń szybko dobiegł końca, a w pierwszym tygodniu lutego, gdy ślizgawka jeszcze działała, pojawiła się informacja, że Burmistrz Jarosław Karcz nie ma zamiaru przedłużać umowy z wykonawcą, mimo wcześniejszych deklaracji. Na nic zdały się protesty i prośby. Gdy wykonawca nie otrzymał gwarancji dalszego finansowania, z godziny na godzinę, pod pretekstem złych warunków atmosferycznych, przerwał działanie agregatów chłodzących i cała zabawa się zakończyła.
Mimo wydanej dosyć dużej kwoty, bo całość kosztowała zgodnie z informacjami z otwarcia ofert aż 274 395,67 zł, uważam, że Włochy zasługują na bezpieczną możliwość zażywania uroków zimy w tej formie. Sądzę też, że taką inwestycję można przygotować lepiej, taniej i na dłuższy okres dostępności. Przykładem może posłużyć lodowisko przy ratuszu dzielnicy Wilanów, gdzie za 244 900 zł zorganizowano lodowisko pod namiotem, prawie trzy razy większe, z oświetleniem, nagłośnieniem i taflą równą jak lustro, bo utrzymaną przy pomocy rolby. Lodowisko to działało też nieco dłużej bo od połowy grudnia do 3 marca.
We Włochach jest dużo miejsc, gdzie takie lodowisko mogłoby powstać w kolejnym sezonie. Moim osobistym faworytem jest Fort V Włochy, gdzie przy koszarach szyjowych jest odpowiednia infrastruktura i może pojawić się tam całe miasteczko zimowe z zapleczem gastronomicznym oraz pomieszczeniami do przechowywania sprzętu na kolejny sezon. Czy tak się stanie, zadecyduje już nowy zarząd wybrany przez radnych dzielnicy kadencji 2024-2029. Dlatego zachęcam do roztropnych decyzji w dniu 7 kwietnia.
Marcin Lipiec