Historia pewnego „misia” – lodowisko na pl. Wolności
Tym razem nie będzie to historia urzędowego misia, który zwiedza najodleglejsze zakątki świata. Historia dotyczy spraw jak najbardziej lokalnych i przyziemnych. Nie tak dawno zakończyło się głosowanie nad projektami budżetu partycypacyjnego na 2019 rok. Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie, czy faktycznie mieszkańcy przestali wierzyć w sens tego rozwiązania. Przekazanie części kompetencji infrastrukturalnych w ręce mieszkańców to znakomity pomysł, jednak forma, którą przybiera Budżet Partycypacyjny z roku na rok powoli wyczerpuję swoją formułę. Przyczyną nie jest błędna idea, bo ta jak najbardziej jest słuszna w swoich fundamentach. Problem tworzy skuteczność realizacji projektów i ich przełożenie z wizji na czyny. Jak ma czuć się mieszkaniec, który poświęcił swój czas na przygotowanie koncepcji, zebranie podpisów, stresującą prezentację i w końcu moment ogłoszenia wyników gwarantujących realizację? Gdy przychodzi czas wdrożenia widzi, że ze względu na nieprzemyślane decyzje jego pomysł zmienia się z projektu obywatelskiego w kolejną nietrafioną inwestycję, która zgnije w odmętach biurokratycznego procesu.
W 2016 roku do komisji Budżetu Partycypacyjnego został zgłoszony projekt na wykonanie „całorocznego lodowiska przy pl. Wolności”. Oprócz słowa „całoroczny” w tytule ciężko było wywnioskować z opisu, że będzie to coś innego niż tradycyjne lodowisko. Technologia, w jakiej miał zostać wykonany przedmiot projektu została przedstawiona jedynie w gronie pomysłodawców pozostałych projektów oraz członków zespołu ds. Budżetu Partycypacyjnego. Była to jednorazowa prezentacja w Urzędzie Dzielnicy, po której nastąpiło głosowanie czy projekt ma zostać poddany pod głosowanie czy też nie. Prawo głosu mieli jedynie pomysłodawcy pozostałych projektów – taką formułę posiadał wtedy BP2016. Projekt, o którym mowa przeszedł do następnego etapu. Mimo zgłaszanych wątpliwości projektodawca na podstawie zapewnienia producenta przekonywał o zbliżonej funkcjonalności jak tradycyjna ślizgawka. Sposób wykonania nie był tajemnicą i każdy, kto jeździ na łyżwach mógł się przekonać o użyteczności takiego rozwiązania już w 2010 roku, gdy podobną instalację zamontowano w centrum handlowym na Gocławiu. Jazda po takiej nawierzchni ma jednak niewiele wspólnego z jazdą po lodzie. Niebawem mieli się o tym przekonać także mieszkańcy Włoch. W naszej okolicy prawdziwe lodowisko jest niezwykle potrzebne, o czym świadczyło poparcie mieszkańców ww. projektu podczas głosowania. Ponad 90% głosujących poparło ten pomysł, nie wiedząc, że ma być wykonany z nawierzchni syntetycznej. Widać, więc, że od czasu zaprzestania organizacji ślizgawki na terenie K.S. Przyszłość taka inicjatywa jest nadal potrzebna i mogłaby cieszyć się dużą popularnością.
Tak się jednak nie stało. W lipcu 2016 przystąpiono do realizacji „całorocznego lodowiska”. Jak tylko została ułożona nawierzchnia wybrałem się sprawdzić czy moje obawy były słuszne. Niestety, jak tylko założyłem łyżwy i wszedłem na nowo ułożoną nawierzchnię wiedziałem, że los tej instalacji jest przesądzony. Urzędnicy byli jednak innego zdania. Był to moment kiedy łatwo było stwierdzić, że po tej płycie nie da się ślizgać na łyżwach tak jak po lodzie, decydenci postanowili dołożyć do i tak obszernego budżetu projektu (200 000 zł – kwota maksymalna w edycji BP2016) kolejną inwestycję w postaci band ochronnych. Te, które były pierwotnie przywiezione na miejsce, pochodziły z nieczynnego już lodowiska w szkole przy ulicy Malowniczej. Niech każdy oceni sam ich stan i przydatność na podstawie załączonych zdjęć. Czas mijał a użytkowników brakowało. Ktoś więc wpadł na pomysł, aby przy okazji sąsiedzkiego grillowania wykorzystać ten przybytek do zajęć aerobiku podczas tej imprezy. Był to jedyny raz kiedy „lodowisko” zostało wykorzystane w jakiś przemyślany sposób pomijając fakt, że niezgodnie z przeznaczeniem. Urzędnicy jednak przekonywali, że w czasie ferii zimowych lodowisko zostanie doświetlone, ustawiona będzie wypożyczalnia, a nawierzchnia odnowiona (?!). Odnowiona nowa nawierzchnia, czyli kolejne wydatki? Przyszła zima, została wynajęta obsługa wypożyczalni i oświetlenie. Jednak użytkownicy nie pojawili się na miejscu pomimo sprzyjających warunków atmosferycznych. Niestety nikt nie dał się nabrać na „lód” z plastyku, fizyki nie da się oszukać uchwałą czy zarządzeniem. Chybiony projekt, przepłacony kilkukrotnie, jest w tej chwili bezużyteczny i zabiera powierzchnie czynną biologicznie tak bardzo potrzebną, gdy w całym mieście wycina się tysiące drzew. W kolejnym roku został zrealizowany projekt skweru przy pętli Nowe Włochy na którym nasadzono krzewy i trawy ozdobne. Niestety część tej zieleni uschła i została rozjeżdżona przez autobusy. Nie udało się więc, przy pomocy BP zrekompensować przynajmniej namiastki zieleni zagrabionej przez instalację lodowiska.
Z nadzieją, ale i z niepokojem czekam na realizację projektów z tego roku. W momencie jak piszę ten artykuł nie są jeszcze zrealizowane pomysły na fontannę w parku Kombatantów (dodatkowo dofinansowana przez urząd) , nasadzenia kwiatów i krzewów, nasadzenie drzew wzdłuż al. Jerozolimskich, „pająk” w parku Cietrzewia, nowoczesna toaleta. Minęła już połowa roku a jedyne projekty które doczekały się spełnienia to zakup gier planszowych i „Letnie kino nad stawami”, ale ciężko by było zrealizować „letnie kino” zimą. Natomiast nasadzenia zieleni dopiero w IV kwartale? Pożyjemy zobaczymy. Mam tylko nadzieje, że powyższe inicjatywy nie staną się kolejnymi „Misiami Barei” i nie zakończą żywota protokołem zniszczenia.
Marcin Lipiec